Wszystko jest na sprzedaż ("Na progu zła", Louise Candlish)
W
pewne słoneczne, wczesno-marcowe popołudnie w mojej skrzynce na listy znalazła
się krwistoczerwona koperta. Niby nic nadzwyczajnego. Tylko że nie widnieje na
niej żaden konkretny adres, oprócz firmy, o której nic nie wiem. I na pewno nie
spodziewałam się, że po otwarciu tej koperty, wysypią się z niej… malutkie
kartki zapisane obelgami i groźbami; kartka przypominająca widokówkę, ale
zamiast widoczków, widnieją na niej czarne drzwi, a z tyłu jakiś dziwny tekst;
i… srebrny, ciężki klucz.
Na
początku miałam krótki atak serca, ale potem przypomniałam sobie, że a) nie
posiadam domu, ani mieszkania b) to wygląda jak jakaś akcja promocyjna. I wtedy
odnalazłam w Sieci numer telefonu tej firmy i upewniłam się, co do podpunktu b.
Czy
ta akcja była dobrze przeprowadzona? Cóż, na drugi dzień po otrzymaniu
przesyłki, gdy już minęła mi mini mania prześladowcza, uznałam, że jak
najbardziej. Jedno jest pewne – wydawnictwo Muza potrafi zaskakiwać!
„Na
progu zła” to thriller psychologiczny, który sprawił, że czytałam go, przejęta
do tego stopnia, że przewracałam kartki szybciej, niż błyskawica. Jeśli to nie
świadczy o tym, że powieść jest świetna, to nie wiem co.
Fi
i Brama Lawsonów poznajemy, gdy są w trakcie separacji. Fi właśnie dowiedziała
się, że ktoś obcy wprowadza się do jej domu, a jej synowie zniknęli. Natomiast
Bram przepadł jak kamień w wodę. Poznajemy ich punkty widzenia, dzięki
zaskakującej, genialnej narracji, o której, wybaczcie, nie pisnę ani słówka, bo
zepsułabym wam tym całą przyjemność z odkrywania książki.
Szybko
okazuje się, że Bram już dwukrotnie zdradził Fi. Za drugim razem postanowiła
już więcej nie dawać mu szansy. Rozstają się, lecz obydwoje postanawiają, że
dla synów najlepiej będzie, jeśli wprowadzą tak zwane „czuwanie przy gnieździe”.
Prawdę mówiąc, pomysł wychodzi od samej Fi i od tej pory możemy się tylko
domyślać, czy zacznie go żałować. Dzięki „czuwaniu przy gnieździe” ich synowie
nie muszą przemieszczać się pomiędzy domami matki i ojca, ponieważ to rodzice
opiekują się nimi na zmianę w ich rodzinnym, bezpiecznym domu. Choć to ostatnie
brzmi jak oksymoron, kiedy wiemy już, co stało się pewnego słonecznego,
styczniowego poranka. Dodatkowo, gdy nie przypada ich zmiana, Fi i Bram śpią w
wynajmowanym, niewielkim mieszkaniu. „Baby Deco”, bo tak o nim mówią, będzie
stanowiło dla każdego z nich zarówno azyl, jak i więzienie, w zależności od
aktualnych wydarzeń w ich życiu.
Na
jaw wychodzi także, iż Bram po raz kolejny złamał przepisy drogowe. Dla Fi to
nic nowego. Jej mąż od zawsze był piratem drogowym. Jednak nie wie, jeszcze
nie, że te kilka niezapłaconych mandatów to pestka w porównaniu z tym, co
naprawdę ukrywa przed nią jej mąż. Kiedy Fi poznaje Toby’ego wszystko wydaje
się w jej życiu wreszcie układać, równolegle do rozpadu życia jej męża.
Jednak
nie tylko Bram ma swoje sekrety. Małżeństwo Lawsonów właśnie wkroczyło na
kolejny stopień do piekła. Każde z nich stoi teraz na progu zła. A ten dom, ich
życie, małżeństwo, dzieci – to wszystko ma swoją cenę. O wiele wyższą, niż
kiedykolwiek mogliby przypuszczać.
Na
kolana powalił mnie realizm tej powieści. To naprawdę mogłoby się przydarzyć
każdemu. W dzisiejszych czasach nikt nie jest bezpieczny i nikt nie posiada
niczego na stałe.
Zakończenie
tej książki sprawiło, że zaniemówiłam. Jeśli chcecie wiedzieć, czy i wam się to
przytrafi, musicie sięgnąć po „Na progu zła” Louise Candlish.
Wydawnictwo "MUZA"
MOJA OCENA: 10/10
Komentarze
Prześlij komentarz