Ten o przyjaźni ("Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie, Kelsey Miller)
Każdy,
kto mnie zna, wie, że uwielbiam trzy seriale: „Veronicę Mars”, „Ally McBeal” i…
„Przyjaciół”. Tak, oglądam je do dzisiaj z takim samym entuzjazmem i radością.
Tak, jestem sentymentalna i ckliwa, wracam do przeszłości (czytaj: mojej
młodości, ekhm) tyle razy, ile mam na to ochotę. Wystarczy, że ponownie włączę
któryś z wymienionych seriali.
Ten
ostatni oglądałam pasjami. I cóż, nadal to czynię za pośrednictwem Netflixa, Pamiętam,
że widziałam go po raz pierwszy, gdy miałam chyba około 11 lub 12 lat. Leciał w
tvn7, albo w Polsacie (bardzo przepraszam za to bezwstydne lokowanie
produktów). Pomyślałam wtedy: „Hej, ci ludzie są naprawdę śmieszni i naprawdę
się przyjaźnią, też bym tak chciała.” Oczywiście przez moje dwie koleżanki,
które również oglądały serial, zostałam okrzyknięta Moniką. Nie wiem, czy wy
też bawiliście się w dzieciństwie w taką grę: „ty jesteś tym, a ja tamtym”. Nie
zdziwiło mnie to. Byłam już „tą żółtą” z Power Rangersów, ponieważ różową była
moja siostra, a także Mel C. ze Spice Girls, bo wszystkie inne „spajsetki” były
już obstawione. Powiedziałam: „Okej. Mogę być sporty spajs. Ale wiecie, że
nienawidzę wuefu?” Widocznie, nie było ważne, że nie potrafiłam zrobić ani
gwiazdy, ani szpagatu. Kiedy więc zostałam Moniką z „Przyjaciół”, mając te 12
lat, rozumiałam to. Byłam raczej cicha, ułożona i porządna. Jakże daleko było
mi do roztrzepanej, głośnej Phoebe, czy roześmianej i lekko rozpieszczonej
Rachel. W podstawówce wygrałam jeden jedyny konkurs. Zostałam „królową ciszy”
(nie odzywałam się na przerwach – łatwizna). Myślę, że Monica Geller też wygrałaby
w podobnym konkursie. Patrząc na nią myślałam: „Jest miła, porządna i jakby
najbardziej z nich grzeczna, a jednak jest też zabawna i ma prawdziwych
przyjaciół. Może ja też tak mogę?” Okazało się, że mogłam, choć tych
prawdziwych przyjaciół udało mi się poznać znacznie później.
Oglądałam
„Przyjaciół” za każdym razem, gdy lecieli w telewizji, a teraz, jak już
wspomniałam, znów ich oglądam, dzięki ww serwisowi (mogłabym znów wymienić jego
nazwę, ale nie piszę tej recenzji po to, aby go reklamować, jak margarynę, albo
pewien napój, który reklamowali sami aktorzy serialu, podczas kręcenia drugiego
sezonu). Kocham ten serial. Zawsze kochałam. Dlatego, gdy zobaczyłam „Przyjaciół.
Ten o najlepszym serialu na świecie”, wiedziałam, że nie muszę kupować tej
książki. Ktoś prędzej, czy później mi ją podaruje. I tak się stało – dostałam ją
na Gwiazdkę od siostry.
Kelsey
Miller to pisarka, która zajmuje się zagadnieniami kulturowymi i jest fanką
serialu. Zawarła w niej całą istotę tego telewizyjnego fenomenu, który dziś,
niemal 26 lat po transmisji pierwszego sezonu, nadal cieszy się niesłabnącą
popularnością. Myślę, że ta fascynacja nawet wzrośnie, teraz, gdy HBO
zamieściło na Instagramie informację o pracach nad powrotem „Przyjaciół” Co to
oznacza, tego nikt do końca nie wie. Wydaje mi się, że będzie to raczej krótki
spin-off o przyjaciołach po latach. W końcu każdy wierny fan na to czekał – na to
spotkanie po latach.
Bardzo
podobał mi się sposób, w jaki Miller podeszła do tematu. Pokazała w swojej
książce fenomen serialu, skupiając się na wszystkich sezonach i tym, co się
działo pomiędzy nimi. Odniosła się też do kulturowych uwarunkowań, jakie przyczyniły
się do tak potężnego sukcesu (nie tylko kasowego) „Przyjaciół”. Ten serial był
i nadal jest dla wielu osób, nie tylko słodkim powrotem do przeszłości, która
już nie wróci, ale też pewnym rodzajem „pocieszacza”. To do niego przytulają
się, jak do poduszki, gdy wali im się życie. To nim zajadają się, jak
niezdrowym jedzeniem, gdy świat wokół nie jest tak kolorowy i przyjazny, jak
ten prezentowany przez wytwórnię Warner Bros. „Ten serial symbolizuje wszystko
to, co nam się pozytywnie kojarzy z tymi starymi, dobrymi czasami – z ekscytującymi
latami 90., ze światem przed zamachami 11 września i z rzeczywistością, która
była naszym udziałem, zanim zawładnęły nami smartfony.” Tak, tym właśnie jest
ten serial. Nie będę się rozwodzić nad innymi aspektami, które znajdziecie w
tej książce. Jedynie wspomnę o tym, że „Przyjaciele” przyczynili się do rozwoju
kawiarni – być może dziś nie byłoby Starbucksa, gdyby nie on; aktorzy z
serialu, czyli Perry, LeBlanc, Schwimmer, Aniston, Kudrow i Cox byli i są
faktycznie przyjaciółmi, co jedynie dodaje tej produkcji autentyczności i
takiego ulotnego uroku, którego nie sposób wypracować w sposób „sztuczny”.
Warto też dodać, że ten serial jest znany na całym świecie i cieszy się taką
samą popularnością w USA, Polsce, Wielkiej Brytanii, czy innych zakątkach
świata. Ponieważ, oprócz pojawiającego się tu poczucia humoru, który rozśmiesza
do łez, znajdzie się tu miejsce na prawdziwe rozterki ludzi dopiero wkraczających
w dorosłość, co sprawia, że niejeden widz może się z nimi utożsamiać lub mógł
to robić kiedyś.
Przede
wszystkim jednak jest to serial o przyjaźni. O tej prawdziwej, szczerej,
lojalnej i oddanej. Myślę, że większość z nas, niezależnie od wieku, marzy o
takiej więzi, nawet jeśli głośno tego nie wypowie. Kiedy włączam „Przyjaciół”
czuję, że powracam do moich dawnych znajomych, którzy wciąż, niezmiennie od lat
zapraszają mnie do mieszkania Moniki i do „Central Perk”. To do mnie Ross mówi „hej”
tym swoim smutnym głosem, to mnie pyta się Joey „How you doing?” i to ze mną
Phoebe podśpiewuje „Smelly cat”.
„
Tak, Przyjaciele to tylko stary
serial telewizyjny. Tak, ogólnie niezbyt wiele ma wspólnego z moimi faktycznymi
życiowymi doświadczeniami. Jest jednak jeden taki wymiar, w którym się z nimi
pokrywa. To był serial o przyjaźni – z którym, tak samo jak ze starymi
przyjaciółmi, nigdy się do końca nie rozstałam.”
Wydawnictwo SQN
MOJA OCENA: 8/10
Komentarze
Prześlij komentarz