Mordercze tajemnice ("Tajemnice Mille", Dagmara Andryka)


Muszę na wstępie zaznaczyć, że kupując „Tajemnice Mille” Dagmary Andryki nie miałam pojęcia, że ta książka stanowi część wydanej przez autorkę serii. Dlatego moja opinia, z oczywistych względów, będzie się opierać jedynie o „Tajemnice”.

Pomysł na fabułę jest naprawdę dobry. Mamy kilka głównych, bardzo dobrze zarysowanych postaci, które później, a jakże, będą podejrzane o zabójstwo pewnej młodej, wpływowej kobiety. Ich kreacja, problemy i relacje są opisane w dobry sposób, bo pióro pani Andryki jest po prostu fachowe. Nie ma tu wpadek. Widać, że wszystko jest idealnie dopracowane.

Bohaterowie osadzeni w realiach małego nadmorskiego miasteczka, owianego złą sławą, tragiczną przeszłością i mrocznymi sekretami, stanowią w zasadzie przekrój społeczeństwa w pigułce. Każdy z nich jest inny. Każdy z nich miał motyw, aby zabić piękną kobietę, która przyniosła rozgłos Mille, najpewniej nie zdając sobie z tego do końca sprawy. Jak i z tego, że nie wszyscy mieszkańcy miasteczka są z tego ukontentowani.

Podejrzaną numer jeden okazuje się dziennikarka śledcza, Marta Witecka, która napisała książkę o Katarzynie Piecowej. Ta tragiczna postać, przez ludzką głupotę i nikczemność, została wieki temu posądzona o bycie wiedźmą i utopiona w rzece. Teraz, dzięki książce Marty, Mille otrzymuje jeszcze większy rozgłos, gdy interesuje się nim pewien producent filmowy.

Marta zrobi wszystko, aby odnaleźć prawdziwego zabójcę kobiety, i oczywiście nie trafić za kratki za niepopełnioną zbrodnię. Jak się okazuje, każdy z podejrzanych mógł zabić.

Bardzo podoba mi się koncepcja pojawiającego się, właściwie od samego początku, koloru czerwonego, który tutaj będzie pełnił niejako kluczową rolę. Dzięki tym podrzucanym przez autorkę wstawkom, w czytelniku wzrasta ciekawość i niepewność, kto będzie ofiarą. Tak prezentuje się pierwsza część: jest tajemniczo, mrocznie, zaskakująco!

Natomiast druga część, gdy już znamy tożsamość ofiary, jest dosyć pogmatwana i w moim odczuciu jej akcja dzieje się za szybko. I niestety jest… rozczarowująca. Z jednej prostej przyczyny: zabójca jest dla mnie dość oczywisty.

To pewnie kwestia tego, że naprawdę wiele kryminałów już „przetrawiłam” i chyba niewiele w tym gatunku jest jeszcze w stanie mnie zaskoczyć. Zapewne dla innego czytelnika, niezaprawionego tak w szeroko pojętej literaturze grozy i dreszczyku, odkrycie tego, kto zabił będzie niespodzianką – szczerze mówiąc, chciałabym wciąż należeć do tej grupy – lecz niestety nie dla mnie. Oczekuję czegoś, co wbije mnie totalnie w fotel i sprawi, że powiem „Wow, no tego, to się nie spodziewałam!” Poza tym mam pewne obiekcje, co do tego, jak Andryka „odkrywała” tę największą tajemnicę, zawartą w książce. Uważam, że zostało to zrobione trochę po macoszemu. Czuję, że z tego po prostu dało się jeszcze coś „wycisnąć”. Dopracować, dopieścić i byłoby „wow”. A tak, jest po prostu przeciętnie.

Podsumowując: „Tajemnice Mille” czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko (zważywszy na to, że mam dwójkę maluchów w domu, całkiem prędko, bo dopadałam książkę, kiedy tylko mogłam). Ze względu na to, nie wykluczam, że jeszcze kiedyś przeczytam tę książkę. Jak i resztę książek autorki. Jednak brakowało mi tego „czegoś”. Chyba z tego właśnie powodu, o wiele bardziej odnajduję się w zagadkowych thrillerach i horrorach, choć wiadomo, że tu także zdarzają się lekkie rozczarowania. Na razie czekam aż jakiś kryminał w końcu sprawi, że „kopara mi opadnie” i z wrażania nie będę w stanie przez tydzień myśleć o niczym innym, jak o fabule przeczytanej powieści.


Wydawnictwo "Prószyński i S-ka"

MOJA OCENA: 5/10

Komentarze

Popularne posty