W pułapce perfekcyjnych kłamstw ("W żywe oczy", JP Delaney)
JP Delaney to autor, który posiada niezwykły dar. Potrafi
wyczarować świat pełen niedopowiedzeń, mrocznych tajemnic i
niedokończonych historii, od którego nie sposób się oderwać.
Kiedy już musisz wrócić do zwykłego świata, kładąc zakładkę
na odpowiedniej stronie, czujesz że robisz to wbrew sobie. Jakby już
nie ten namacalny świat był tym, w którym żyjesz, ale ten z
papieru i atramentu, stworzony przez niezwykle utalentowanego
pisarza. Nie tak dawno temu, gdy przeczytałam „Lokatorkę”,
debiut literacki Delaney'ego, wiedziałam że odnalazłam autora,
którego prozę będę chciała odkrywać już zawsze. Kiedy więc
pojawiła się możliwość przeczytania jego drugiej już powieści,
cieszyłam się jak dziecko i czekałam na swój egzemplarz, jak na
Gwiazdkę. „W żywe oczy” stało się moją kolejną ulubioną
powieścią.
Claire Wright, Brytyjka studiująca aktorstwo w Nowym Jorku, pracuje
dla jednej z kancelarii prawniczych, specjalizującej się w sprawach
rozwodowych. Bądźmy szczerzy, to nie jest wymarzona praca dla
młodej, aspirującej aktorki, ale z czegoś żyć trzeba, a czynsz
za mieszkanie u koleżanki nie spłaci się sam. Claire fascynuje
aktorstwo, które każe całkowicie „wejść” odgrywającemu w
swoją rolę. Wierzy w to, co mówi jej mentor Paul, że aktorstwo to
bardziej stawanie się postacią, niż odtwarzanie roli. Claire więc
stosuje tę metodę nie tylko podczas zajęć akademickich, ale
również podczas swojej pracy, gdy wciela się w „call girl”,
mającą na celu uwieść niewiernego męża, a potem dostarczyć
dowód zrozpaczonej żonie. Claire kłamie zawodowo, i robi to bardzo
dobrze.
Pewnego dnia otrzymuje kolejne zlecenie od swojego przełożonego,
Henry'ego. Niby wydaje się takie, jak każde inne, ale gdy Claire
zjawia się w apartamencie hotelu Lexington, okazuje się szybko, że
tym razem nie będzie to zlecenie takie, jak każde inne. Po
pierwsze, Stella Fogler, ich klientka, osobiście chce ją poznać,
co jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Po drugie, wydaje się aż nadto
zdenerwowana całą sytuacją. Aż w końcu, nie jest zadowolona z
tego, że Claire nie udało się oczarować Patricka. Zachowuje się
tak, jakby chciała, aby jej mąż okazał się niewierny. Przecież
to bez sensu, prawda? Sprawa komplikuje się jednak całkowicie, gdy
następnego poranka Stella zostaje znaleziona martwa w swoim pokoju.
W wyniku tej tragedii Claire zostaje przesłuchana w charakterze
świadka, i być może, potencjalnej sprawczyni morderstwa. Jednak,
gdy przesłuchuje ją detektyw Frank Durban oraz psycholog sądowy
Kathryn Latham, okazuje się, że mają dla niej propozycję pracy.
Ma pracować pod przykrywką. Zrobić wszystko, aby Patrick Fogler,
wykładowca filologii, jej zaufał, a może nawet pokochał. Okazuje
się bowiem, że głównym podejrzanym o zabójstwo Stelli jest
właśnie Patrick. Jednak policja podejrzewa go również o dokonanie
kilku innych morderstw. Jednym oparciem tej tezy jest tomik poezji
„Kwiaty zła” francuskiego poety Charlesa Baudelaire'a. Fogler
fascynuje się jego poezją, a swoje mordy dokonuje tak, jakby
odtwarzał scenariusz mrocznych poematów. Claire wchodzi w to.
Wchodzi w to cała.
Relacja Claire i Patricka od samego początku podszyta jest
kłamstwem, dwuznacznościami i niedopowiedzianymi historiami. W
rezultacie nie wiadomo, kto kłamie lepiej. Oboje wydają się w tym
mistrzami. Nie wiadomo też, czy Patrick jest winny, jak sądzi
Latham, czy też nie, jak obstawia Claire. Jedną kieruje rozum,
drugą serce. I czy miłość Claire do Patricka jest tylko
wyrachowaną grą, mającą na celu złapać go w perfekcyjnie
zaplanowaną pułapkę; czy jest to rola, w którą zbyt mocno się
wcieliła; a może to prawda, której tak mało w życiu bohaterki.
Tych dwoje łączy więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Oboje
są sierotami, ale gdzieś głębiej, w trzewiach ich dusz tkwi coś
znacznie ważniejszego niż środowisko, z którego się wywodzą.
Oboje bowiem pociąga mrok, jaki skrywa tomik wierszy Baudelaire'a.
Pytanie tylko, kim jest Claire, według wzorca życiorysu
ekscentrycznego poety, Białą czy Czarną Wenus?
Czy można aż tak dobrze zagrać miłość? Kto w końcu zabił
Stellę? Patrick, Claire, a może ktoś trzeci? Czy Claire może
zaufać ludziom, na których polega? A Patrick, czy on powinien był
do tego stopnia zaufać swojej kochance? JP Delaney pozwala, aby te
pytania nurtowały nas do końca lektury. To wspaniały manipulator,
dobrze wie, kiedy ma nastąpić zwrot akcji, kiedy jej
przyspieszenie, a kiedy dać nam odetchnąć. Zupełnie jak
bohaterowie jego najnowszej powieści bawi się z nami, dobrze znając
psychikę czytelnika. Nikt, kto sięgnie po „W żywe oczy” nie
będzie mógł o tej powieści długo zapomnieć. Ja nie umiem i już
czekam na kolejną książkę tego autora. Jednego z najlepszych,
jakich udało mi się poznać.
Wydawnictwo "Otwarte"
MOJA OCENA: 10/10
Bardzo chętnie poznam twórczość tego autora! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto! Pozdrawiam też ;)
UsuńCzekam na tę książkę i mam nadzieję, że niedługo przyjdzie ;) Lokatorki nie czytałam, ale też muszę w najbliższym czasie nadrobić!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ta książka jest warta czekania :) polecam nadrobić "Lokatorkę", bo moim zdaniem jest tak samo dobra, jak "W żywe oczy" :)
Usuń