Boskie sprawy ("Człowiek, który widział więcej", Eric-Emmanuel Schmitt)
Augustin Trolliet nigdy nie miał szczęścia w życiu. Właściwe,
szczęście od zawsze omijało go szerokim łukiem, jakby był
naznaczony pechem. Odkąd sięga pamięcią, był zawsze skazany sam
na siebie. Wychowany w sierocińcu, chłopak o nieznanej dla samego
siebie tożsamości, nie potrafił pokonać tej bariery, która
czyniła go tym, który nie ma rodziny. Jako dwudziestoparolatek
odbywa bezpłatny staż w gazecie „Demain”, która jest
własnością niegodziwca o nazwisku Pegard. Trolliet ma nadzieję,
że z biegiem czasu otrzyma wynagrodzenie za swoją pracę. Jak się
okazuje jego nadzieja jest daremna. Do tego jest bezdomny,
pomieszkuje w starej nieczynnej fabryce, która daje mu schronienie.
Jakby tego było mało, Augustin posiada dar, który sprawia, że
jeszcze trudniej jest mu patrzeć na świat. Główny bohater
najnowszej powieści Schmitt'a widzi bowiem zmarłych. Jak sam mówi
o swoim darze: „Gdy w dzieciństwie wspominałem o istotach, które
dostrzegałem wokół ludzi, początkowo spotykałem się jedynie z
obojętnością. Któż przywiązuje wagę do szczebiotu
osamotnionego sieroty, wątłego dziecka przerzucanego od schroniska
do schroniska, od ośrodka pomocy społecznej do rodziny zastępczej?
Ponieważ upierałem się przy swoim, wychowawczynie w końcu zaczęły
mnie prosić, żebym powiedział coś więcej, i wtedy, po ich
pytaniach, zorientowałem się, że one nie widzą tego, co ja. Ani
one, ani moi koledzy. Ani one, ani nikt inny.”
Sytuacja życiowa Augustina wydaje się jeszcze gorsza, gdy pewnego
dnia staje się niefortunnym świadkiem zamachu terrorystycznego na
Placu Karola II w małym Charleroi. Jednak to wydarzenie zapoczątkuje
lawinę złych, dobrych, a przede wszystkim całkiem pogmatwanych,
czasem niewytłumaczalnych, zdarzeń w jego krótkim, acz ciekawym
życiu. Augustin bowiem spotka na swej drodze ludzi, z którymi
połączy go zażyłość, jakiej nigdy nie doświadczył. Począwszy
od ekscentrycznej sędzi śledczej Poitrenot i jej asystenta
Mechin'a, poprzez policjanta Terletti'ego oraz samego Erica Emmanuela
Schmitt'a, a skończywszy na bratu zamachowcy, niejakim Momo. Cała
ta podróż, w której na każdym z etapów towarzyszą Augustinowi
określone osoby, prowadzi go do zadawania pytań na temat wiary,
religii i samego Boga. Poitrenot twierdzi, że to Bóg jest
odpowiedzialny za przemoc, na jaką zdobywa się człowiek, kierowany
samymi słowami Boga, zawartymi w trzech świętych księgach: Starym
i Nowym Testamencie oraz w Koranie. Schmitt, z którym Augustin
spotyka się dzięki swojemu dziennikarskiemu zaangażowaniu,
twierdzi całkiem odwrotnie – to człowiek nie rozumie Boga i
wysługuje się jego imieniem, aby uzasadnić swój fanatyzm. Jak
sądzi Augustin? On sam do końca nie jest pewien, ale kiedy udaje mu
się przeprowadzić wywiad z samym Bogiem, którego nazywa Wielkim
Okiem (nie zdradzę, jak było to możliwe!), wydaje się, że w jego
umyśle powstaje jeszcze więcej pytań i niepewności, niż przed
tym niezwykłym spotkaniem. Choć Bóg pragnie mu rozjaśnić pewne
sprawy, mówiąc: „Uważasz, że jestem nieobecny, lecz ja tu
jestem. Chociaż Bóg nie objawia się w tobie, ty zawsze objawiasz
się w Bogu.”, młody mężczyzna nadal pozostaje z wielkim
pytajnikiem wyrytym w sercu, duszy i umyśle.
W „Człowieku, który widział więcej” Schmitt nie boi się
zadawać niewygodnych pytań. Mało tego, zdaje się zachęcać
czytelnika do stawiania własnych. Widać, że uparcie pragnie
zrozumieć fanatyzm religijny i jego brzemienne skutki. Mimo, że w
roli terrorysty obsadził muzułmanina, co zrozumiałe zważywszy na
to, jak wygląda dzisiejszy świat, nie obarcza winą za przemoc i
śmierć konkretnego wyznania, czy ugrupowania. Nie, Schmitt nie
obwinia nikogo w swojej książce. Ani człowieka, ani Boga. Pragnie
zrozumieć zarówno jedną, jak i drugą stronę. Jesteśmy ludźmi
wolnymi, a więc możemy myśleć. Schmitt korzysta ze swojej
wolności najlepiej, jak potrafi.
Wydawnictwo "Znak Literanova"
MOJA OCENA: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz