Kiedy trzeba podjąć odważną decyzję... ("Dziewczyna z portretu", David Ebershoff)
Lili narodziła się pewnego
dnia w kopenhaskim mieszkaniu artystów Grety i Einara Wegenerów.
Była kruchą, nieśmiałą dziewczyną o ciemnych oczach i brązowych
włosach. Tego dnia po raz pierwszy dała założyć sobie sukienkę,
pończochy i buty na obcasie, a do drobnej dłoni włożyć bukiecik
lilii. Pozwoliła na to wszystko, spełniając prośbę Grety, aby
pozowała jej do portretu. Greta nie mogła dokończyć obrazu,
ponieważ klientka po raz kolejny nie stawiła się w jej pracowni.
Jedno spojrzenie na Einara wystarczyło Grecie, aby przekonać się,
że ze swoją niemal kobiecą sylwetką idealnie odegra kobiecą
rolę. Bo to miała być rola, tymczasowa i zaraz zapomniana. Lecz
tego dnia, gdy Einar po raz pierwszy włożył damskie ubrania i
nieco skrępowany pozował do portretu swojej żony, w jego ciele i
umyśle rozbudziło się dawno skrywane pragnienie, które z czasem
miało całkowicie nim zawładnąć.
Chociaż może to zabrzmieć
niefortunnie, Lili była wspólnym dzieckiem Grety i Einara,
zrodzonym z jej przyzwolenia i fascynacji oraz z jego nadziei i
namiętności. Lili bowiem nie mogłaby przyjść na świat, gdyby
choć jedno z nich nie dało na to swojej zgody. Greta pokochała
Lili od razu, niemal tak, jak w jednej chwili zakochała się w swoim
przyszłym mężu kilka lat wcześniej w Królewskiej Akademii Sztuk
Pięknych, gdzie Einar był wykładowcą, a Greta jego najpilniejszą
studentką. Niedługo potem los ich rozdzielił. Greta powróciła do
rodzimej Kalifornii, a Einar pozostał w Kopenhadze nękany coraz
większą tęsknotą za kobietą o długich blond włosach, która w
jego wyobrażeniach osiągnęła ideał.
Gdy przeobrażał się w Lili,
Einar nie był już sobą, lecz eteryczną dziewczyną zafascynowaną
światem i możliwościami, jakie ze sobą niósł . Niedługo
minęło, nim odkrył, że żyją w nim dwie osoby, które jakimś
okrutnym zbiegiem okoliczności muszą dzielić jedno ciało. Coraz
bardziej dojrzewała w nim myśl, że jedna z tych osób musi umrzeć,
bo coraz trudniej było mu przeobrażać się raz w męską, raz w
kobiecą rolę. Greta jednak, której pojawienie się Lili dodało
artystycznej inspiracji i wyniosło na wyżyny malarstwa, o jakich
wcześniej nie marzyła, sprawiała wrażenie, że nie przeszkadza
jej dwoistość natury jej męża. Ale wszystko ma swój kres i w
końcu i ona zaczęła rozumieć, że jej mąż jest z dnia na dzień
coraz bardziej nieszczęśliwy. Postanowiła skupić się na tym, aby
zaznał szczęścia.
W dniu, w którym umarł Einar
Wegener, a w jego miejsce ostatecznie narodziła się Lili Elbe, w
niemieckiej klinice dla kobiet, Greta i Lili, choć nie powiedziały
sobie tego wprost, zrozumiały, że dzień, w którym każda z nich
pójdzie w swoją stronę zbliża się coraz bardziej. Obie bały się
tego, ale nie miały wątpliwości, że ta chwila w końcu nastąpi.
Ta książka wzbudziła we mnie
wiele emocji i nauczyła pokory wobec spraw, których nie rozumiem.
Tak, nie boję się przyznać, że nie rozumiem dwoistej natury
Einara Wegenera i powiem więcej, mam nadzieję, że nigdy jej nie
pojmę, ponieważ takie życie wydaje mi się po prostu dramatyczne.
I choć po drugiej stronie tęczy na Lili Elbe czekało nowe, piękne
i pełne życie, to doświadczenia, jakie musiał przeżyć Einar
napawają mnie lękiem. Nie do końca rozumiem też postępowanie
Grety, która szczęście swojego męża stawiała ponad własne. Z
mojego punktu widzenia małżeństwo wygląda zupełnie inaczej,
bardziej jako partnerstwo i obustronne zabieganie o siebie małżonków.
Gdy tylko jedno z nich pielęgnuje miłość, ona szybko zgaśnie.
Jednak, kiedy już sądziłam,
że poznałam dobrze charaktery i postępowanie głównych bohaterów,
oni robili lub mówili coś, co kazało mi wstrzymać się z wydaniem
osądu. To takie łatwe, oceniać innych z własnej perspektywy,
myślałam w takich momentach, nie będąc w stanie nigdy zrozumieć
ich postępowania. Pokora. Tego nauczyła mnie lektura tej książki.
A także wstrzemięźliwość w wydawaniu osądów. Dlatego nie chcę
ich oceniać, opinie pozostawiam innym. Ja, poznając ich historie,
zżyłam się z nimi, jak z przyjaciółmi i nie potrafię wydawać o
nich sądów. Teraz, świeżo po skończonej lekturze, czuję się
jak jedno z ich znajomych, delikatnie obserwujący ich losy i
powstrzymujący się przed wydaniem wyroku, który mógłby zabić
ich wrażliwe dusze.
„Dziewczyna z portretu” to
książka nietypowa, zarówno jeśli chodzi o fabułę, jak i
uczucia, które wzbudza. Napisana pięknym, choć przystępnym
językiem, porusza tematy trudne, obok których nie można przejść
obojętnie. Zaskakująca, wciągająca i angażująca czytelnika.
Jeśli macie ochotę zmierzyć się z własnymi uprzedzeniami (jeśli
je posiadacie), dać się zaskoczyć przez głównych bohaterów,
przeżyć z nimi wspólnie rozterki, utrapienia, ale również chwile
szczęścia i miłości, to ta książka w stu procentach spełni
Wasze oczekiwania.
UWAGA: nie sięgajcie po
„Dziewczynę z portretu”, tylko dlatego, że powieść została
niedawno zekranizowana. Ta książka nie należy do łatwych i
musicie być gotowi na przemyślenia, jakie w Was wzbudzi.
Wydawnictwo "Znak Literanova"
MOJA OCENA: 9/10
Komentarze
Prześlij komentarz